Według mojego zdania wiek XVIII należał w całości do mody francuskiej, w przeciwieństwie do wieku XIX gdzie zaczyna królować Imperium Brytyjskie, potem Włochy. Francja, która w czasach baroku wyrosła na potęgę,następujący po sobie kolejni Ludwiki- Władcy Słońca, byli arbitrami mody na całym świecie. Jak sądzę, zmierzch całkowity dominacji tego stylu to koniec Napoleona.
1. Bielizna- koszula i zwieńczenie szyji.
Przez bieliznę rozumiem tu przede wszystkim koszulę (do dziś w niektórych tradycyjnych kręgach arystokracji i melomanów, koszula jest częścią bielizny). Koszula różniła się od tej współczesnej. Te na guziki weszły nieco później (akurat lubię guziki w koszuli, dodają pewnego sznytu, którego brak zwykłym ,,tiszertom"). Ale oczywiście największa różnica była w postaci kołnierza i mankietów. Im bliżej końca XVIII wieku, tym mankiety były co raz prostsze, ale można spotkać jeszcze koszule zakończone falbankami, koronkami, mozna powiedzieć... kwiatami! Osobiście mi się to nie podoba. Koszula jak na bieliznę przystało powinna być prosta. Często też zamiast kołnierza mieliśmy... koronki. Zasadniczo taka koszula mi się nie podoba. Kołnierz koszuli (jaki by nie był) ma w sobie to coś. W drugiej połowie XVIII wieku, koszule już mocno przypominały te z epoki napoleońskiej. Jak koszula naszego ostatniego króla:
Szyję ozdabiano albo żabotem, albo chustką - prakrawatem. Co do żabotu- istnieją jego dwie formy- klasyczna i nowa (tak zwana wielka mucha). Do dziś są elementem stroju dworskiego. Żaboty są fajne. W czasach późniejszych żaboty próbowano używać także do innych strojów. Dzisiejsza etykieta mówi, że żabotu można użyć tylko na największych uroczystościach- nawet do garnituru. Przy czym w takim wypadku występuje jako dodatek najczęściej do muszki. Raz w historii kina, Bonda (aktor- Lazenby), ubrano w smoking wraz z żabotem. Wyglądał... okropnie. Żaboty są fajne, ale tylko do strojów dworskich. Zaś co do hustki. Zasadniczo jest to zdecydowanie archaiczne. Muszka czy krawat są o wiele ładniejsze. Dzisiejszy fular, który próbuje naśladować hustkę, nie jest ani ładny, ani elegancki.
Tak zwany ,,nowy" żabot
2. Spodnie i pończochy
I znów, tak zwane culotte i pończochy są dzisiaj elementem stroju dworskiego. Culotte sięgały za kolana i jak pończochy mocno opinały ciało. Pończochy z kolei zwykle były białe, choć nie była to jakaś z góry ustalona reguła. Moda się zmienia, a jednocześnie pozostaje niezmienna. Choć dziś na codzień nikt nie chodzi w culotte, to jednak krótkie spodenki istnieją a obecnie nawet są bardzo wąskie. Culotte jednak ma w sobie elegancję. Gdybym miał obowiązek noszenia stroju dworskiego z pewnością bym je ubrał. Mam jednak do nich stosunek całkowicie obojętny.
Inaczej jest z pończochami. Sądzę, że męskie pończochy wyginęły po Soborze Watykańskim II po reformie liturgicznej. Biskup bowiem do mszy pontyfikalnej zakładał pontyfikalne pończochy i trzewiki. Dziś nikt nie chodzi w pończochach. Sam też bym ich nie założył. Chociaż w połączeniu z culotte i całym strojem z tamtej epoki, wygląda to wszystko bardzo harmonicznie, a zastąpienie tego zestawu długimi spodniami, jak sądzę, mocno by zachwiało ten wygląd.
3. Pantofle dworskie
Całość dopełniały buty. Pantofle z ozdobną klamrą. Także dziś używane do stroju dworskiego, podobne do eksarpinów (lakierki do fraka). Na pierwszy rzut oka przypominają obuwie damskie, jednak pantofle dworskie znane były już w średniowieczu. Różniły się jednak dwiema istotnymi cechami: były dopasowane do stopy (niegdyś oba buty były jednakowe, nie były rozróżniane na but lewej i na but prawej stopy), a także zostały obcięte. Dwór i bale wymagały butów lżejszych, niekrępujących ruchów, stąd można powiedzieć pierwsze półbuty (cóż za prawdziwa nazwa, niegdyś but musiał zakrywać kostkę!). Pantofle dworskie prezentują się bardzo dobrze, jednakże zupełnie nie pasują do dzisiejszych strojów.
Na rysunku wyżej przestawiono pantofle z tego okresu. Dzisiejsze pantofle dworskie mają obcięty ten wystający nosek, klamry są zazwyczaj srebrne a kształtem przypominają bardziej... damskie balerinki. Przełom XVIII i XIX wieku to czas lakierków z kwadratowymi noskami, dziś uważanymi za szpetne. Jest to oznaka braku klasy (dołączam się do tego zdania, noski powinny być okrągłe!).
4. Kamizelka
Ubraliśmy tego naszego osiemnastowiecznego dżentelmena, od szyji do stóp, jednak przecież w samej koszuli- bieliźnie nie paradował. To właśnie te czasy ukształtowały trzyczęściowy strój mężczyzny. Ja zawsze kamizelki lubiłem. Pierwszy garnitur który dostałem był trzyczęściowy, stąd, gdy nie założę kamizelki, czegoś mi brakuje. Ponadto kamizelka to naprawdę bardzo elgancki dodatek, a do tego mocno podkreślajacy indywidualność osoby (niektórzy bardzo uważają na ten aspekt).
Ale, ale...
Osiemnastowieczne kamizelki mocno różnią się od tych, które nosimy dziś.
Były misternie zdobione, różnymi haftami, najczęściej w kształcie kwiatów.
Zazwyczaj były o wiele dłuższe i podchodziły pod szyję, co zresztą nie jest dziwne, bo tylko taka kamizelka pieknie współgrała z habitem, czy szutokorem.
Kamizelki są ostatnią, jak dla mnie emanacją dawnej dworskosci w modzie męskiej. Jeszcze w epoce edwardiańskiej były spotykane, choć już bardzo delikatnie zdobione. Dziś także można używać zdobionych (choć zazwyczaj bez haftów w innych kolorach niż barwa przewodnia). Nie zdecydowałbym się. Są piękne, to prawda, ale jak dla mnie są zbyt mocno związane z dworem. Ani do żakietu, ani do garnituru po prostu jak dla mnie nie pasują.
Gdy jednak patrzę na nie, zawsze przychodzi mi do głowy zagwozdka... filozoficzna. Jeśli kiedyś tak mocno stroje zdobiono, obszywano złotą nicią... czemu dziś to zupełnie wyginęło?
5. Ostatnim elementem, który tutaj omówię będzie kapelusz. Kapeluszem w tamtych czasach był oczywiście trikorn, który zresztą omawiałem w poprzednim wpisie, ale powtórzę, że bardzo mi się podoba i mam do niego... jakąś słabość.
Dodam końcową konkluzję. Moda męska XVIII wieku charakteryzowała się niezwykłym estetyzmem, skrupulatnością, delikatnością. Mężczyzna chodził... w kwiatach. Moda ta była jednak szalenie męska, na swój specyficzny sposób. Stroje są piękne. Niektórzy uważają, że najpiękniejsze. Może brak im pazurka, ale to właśnie te czasy jako pierwsze przyczyniły się do naszej współczesnej elegancji, mimo iż zatraciliśmy całe ich piękno.
"Przełom XVIII i XIX wieku to czas lakierków z kwadratowymi noskami, dziś uważanymi za szpetne. Jest to oznaka braku klasy (dołączam się do tego zdania, noski powinny być okrągłe!)."
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że lakierki dzisiaj uważane są za brzydkie i bez klasy. W XIX wieku jednak absolutnie tak nie było i każdy dżentelmen nosił właśnie kwadratowe, wąskie, płaskie buty.
"Gdy jednak patrzę na nie, zawsze przychodzi mi do głowy zagwozdka... filozoficzna. Jeśli kiedyś tak mocno stroje zdobiono, obszywano złotą nicią... czemu dziś to zupełnie wyginęło?" Ponieważ dzisiaj nie ma już ani arystokracji, ani dworów królewskich w dawnym stylu. Gdyby współczesne koronowane głowy nosiły się tak obficie, ludzie nie mieliby do nich zaufania ("za dużo wydają na stroje" itp.), dlatego ich ubrania są o wiele skromniejsze, a elegancja kryje się raczej w jakości materiału, wykonaniu i kompozycji całego stroju.
Zmiana w zdobnictwie ubiorów zaczęła się już na początku XIX wieku. Po rewolucji francuskiej nastąpiła powolna uniformizacja męskiego stroju i zrezygnowanie z koronek, złota, mocnych kolorów, pasteli, połyskujących materiałów itp. Strój męski miał ułatwiać pracę, poza tym w XIX wieku kształtowała się i zaczynała powoli dochodzić do głosu klasa średnia (czyli to, czym my jesteśmy), której nie było już stać na tak wystawne stroje, jak osiemnastowiecznych salonowych elegantów. Poza tym swój udział w tych zmianach mieli również dandysi, a konkretniej gentlemeni, którzy postulowali elegancję i arystokrację ducha zamiast krzykliwych ubiorów. Czasy się zmieniają, ot co! :)
Porcelano, lakierki są w porządku, kwadratowe noski nie są. Nie wiem kiedy dokładnie wygineły, ale w epoce edwardiańskiej noszono już tylko okrągłe.
UsuńCo do wystawnych strojów arystokratów dzisiaj, sądzę, że społeczeństwo byłoby podzielone. Część, jak piszesz, narzekałaby, że za dużo wydają, część by się bardzo cieszyła.
Tak, czytałem na twoim blogu o tym, nie wiem jednak dlaczego do dandysów zaliczasz gentlemanów, strasznie mnie to martwi, jako, że dandys, przynajmniej w środowisku męskim, jest słowem negatywnym.
Tylko współcześnie. Dawniej słowo dandys było ogólnym określeniem, w którego zakres wchodziły poszczególne typy, i to zarówno le fat, który przesadzał z pstrokacizną, jak i arystokrata ducha w typie Chopina.
Usuń